Home FANTASY PREMIER LEAGUE FPL. Welcome to hell

FPL. Welcome to hell

0
0

Gotowi na wyprawę do piekła? Nie? Spokojnie. Nikt nie jest gotowy. Ja też nie, ale mam stratęgię jak kilka mądrych głów. Zamierzam poudawać. Bo żeby zejść do FPL-owego piekła, trzeba stać się prawdziwym bogiem kłamstw. Zacząć szyć własne wici. Albo przynajmniej udawać przed samym sobą, że właśnie tak jest. Wtedy inni w końcu też się nabiorą, przecież kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą i inne takie pierdoły. Inaczej po zejściu do siódmego kręgu, odarci z ubrań, ludzkich odruchów i pozytywnych emocji można zwariować. Chcecie zawrócić? Za późno. Rumaki już rozpoczęły galop. Przynajmniej zapnijcie pasy. To znaczy… przekonajcie samych siebie, że je zapięliście. Tu ich przecież nie ma. Rozumiecie reguły gry? Znakomicie. To tak jak wszyscy, którzy trzymają się na nogach. Albo raczej, którzy jeszcze trzymają się na nogach.

Początek zawsze jest najłatwiejszy, przynajmniej w teorii. W praktyce to po prostu przyjemna ułuda. Wszystko wydaje się być pod kontrolą, ale wraz z kontynuacją podróży iluzja powoli zaczyna znikać, a liczba towarzyszy zmniejsza się, wraz z kolejnymi pułapkami od losu. Odświeżająca przygoda nie na poważnie staje się prawdziwą walką o byt, gdy za plecami słychać tylko rozpaczliwe głosy tych, którzy uwierzyli w ułudę. Co poniektórzy zdążyli już mnie przyłapać na kłamstwie. Po prawdzie wszyscy w nią uwierzyli, niektórzy mieli po prostu więcej pecha czy zachowali mniej pragmatyzmu. Nie wszystkie iluzje są siebie warte, a każdy wpada na swoje. No Haaland, no Salah, brak defensywy Newcastle, wchodzenie w opcje tuż przed kontuzjami. Zaślepienie fixami i pięknymi historiami, w których to my jesteśmy głównym bohaterem. Masz ci los, to kolejne piękne kłamstewka, pozwalające na chwilę cieszyć się ich słodkim smakiem, by po chwili cierpieć przez nie ból i katusze. Wspominając stare błędy delikatnie się uśmiecham, by przez to znów wrócić do rzeczywistości. Grupa nie jest już ani zwarta, ani liczna, a i w małych podgrupkach pojawiają się pierwsze kłótnie, odklejki i niepotrzebne słowa. Uderza we mnie silny podmuch wiatru i już wiem, że nie uśmiechałem się ze swoich dawnych błędów. Przecież wciąż popełniam te same, chwiejąc się coraz bardziej na nogach. Przypominam sobie zasady ze złotej księgi. Złotej księgi czego? TVA? FPL? Próbuje zebrać myśli, gdy z rozterek wyrywa mnie uderzenie kolejnego podmuchu, tym razem wygrywającego z moją równowagą. Inni są na to ślepi, ale dopiero teraz sam dostrzegam ich własne komplikacje. Niestety jest już za późno by cokolwiek zrobić. Upadam, na ziemię i coraz szybciej staczam się w dół zbocza. Czuję jak świadomość powoli ze mnie ucieka. Już za późno na wnioski, że sam wpadłem w swoją pułapkę.

Budzę się w zupełnej ciemności. Słyszę tylko sapanie i stękanie dawnych towarzyszy. W oddali słychać głuchy jęk, gdzie indziej cichy płacz. Już wiem gdzie jestem. To dół pokonanych. Helheim. Stąd nie ma drogi powrotu, póki wyprawa nie zacznie się na nowo. Jedyne rozwiązanie to zatracenie się w kolejnych półprawdach i kłamstwach, by odrzucić upalczywe uczucie porażki. Co jakiś czas w końcu niektórzy śmiałkowie wracają stąd na wcześniejszą ścieżkę, dlaczego więc nie mogę to być ja? Odrzucam tą myśl. To tylko wizja dalszego dreptania w kółko. Lub w miejscu. Jak kto woli. Decyduję się na desperacki krok. Co w końcu mi zostało, jeśli nie to? Patrzę w kierunku przepaści, której unika każdy znajdujący się w Helheimie. Wiem, że już nie mogę się odwrócić. Skaczę. Zaczynam żałować chwilę po tym, jak moje stopy oderwały się od twardej powierzchni. Niestety znów jest za późno, by zmienić decyzję. Spadałem tak przez pół godziny.

O dziwo nie było twardego lądowania. Kawałek mojej koszulki zaczepił się o coś i zorientowałem się, że to kawałek drewna. Podciągnąłem się i zacząłem wspinać. Po godzinach wdrapywania się zacząłem dostrzegać niewyraźne postaci na horyzoncie i słyszeć znajome głosy. Z przerażeniem zorientowałem się, że widzę całą drogę którą pokonałem, wraz z wieloma innymi, alternatywnymi. Musiałem być na Yggdrasilu. Spojrzałem w górę, a tam dostrzegłem zielonkawe światło. Wiedziałem już, gdzie zmierzać. Na samym szczycie dostrzegam kolosalne sylwetki, trzymające wszystkie te gałęzie w swoich rękach. Nie mam podręcznikowej wiedzy kim są, ale intuicja mówi mi jedno. Wieże FPL. Monitorują każdą jedną ścieżkę na każdej gałęzi napawając się wszystkimi emocjami tych, którzy nimi kroczą. Mając dość tego widoku z moich ust wydobywają się tylko trzy słowa. Zabierzcie mnie stąd. Jeden z kolosów odwraca się w moją stronę i na jego ustach widzę ogromny, ironiczny uśmiech. Zamykam oczy.

Gdy je otwieram, nie ma już wokół nordyckiej scenerii. Trzymam telefon, a na nim widnieje komunikat: transfers confirmed. Szybko wchodzę w zakładkę mojego składu i widzę tam Palmera i Jamesa. Już wiem, na jakiej ścieżce jestem. Będzie zabawnie – myślę sobie. Szkoda tylko kibiców Chelsea. I tego, że drugi sezon Lokiego się już skończył.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *