Biel

0
0

Dużym wyobraźnie mam, jeżeli jeszcze nie zauważyliście. Każda następna kolejka FPL tylko potwierdza to co napisałem. Upchnąć w jednym składzie Benteke, Costę i Kane w ataku. To trzeba mieć dużą wyobraźnie żeby zobaczyć w tym coś więcej niż się okazało. Bo okazało się że panowie odpowiednio zdobyli, 2,0,1 pkt. Patrzę na to trio i chyba kiedy ich wybierałem do składu, to wsiadłem na chwile z do wehikułu i przeniosłem się rok wstecz. Tak, wtedy taki atak mógł dać coś dobrego, dziś? teraz? podczas GW15 był bardzo niebezpieczny dla świata.

Jak okiem sięgnąć śnieg zakrywa cały krajobraz. Jest tak jak w scenie z Fargo, kiedy zakopują milion dolców. Tylko nie mam drogi za plecami, nie ma drutu kolczastego. Nie ma wbitej plastikowej łopatki. Jest tylko śnieg, tony śniegu. Ja stoję na najwyższym szczycie, rozglądam się po okolicy. Słońce odbija się od śniegu,razi mnie po oczach. Próbuje dostrzec coś bardzo daleko ale muszę zmrużyć oczy. Więc olewam to, nie będę szukał, będzie chciało to przyjdzie do mnie. Delektuje się ciszą, czas nabrał odpowiednich proporcji. Sekunda jest sekundą. Nie biegnie w rytm korporacyjnych deadlajnów, nie biegnie jak na zegarku 80 dziadka czekającego na koniec swojej przygody. Oprócz tego że jest zimno, odczuwam komfort. Raz,dwa,trzy…kolejne sekundy mijają, mam czas dla siebie. Chociaż nie zrobię z nim nic więcej niż patrzenie przed siebie, to jestem zadowolony. Odzyskałem czas, należy do mnie. Tu daleko na górze, górze przykrytej śniegiem.

Trwam w tym, nie daję szans aby jakaś myśl zmąciła mój spokój. Jednak wiem że nie panuję nad tym. Przeżywałem już takie chwilę gdzieś daleko. Niby rozmawiałem z kimś, niby słuchałem co do mnie mówią, niby szedłem do pracy albo sklepu ale jednak myśli moje były gdzieś daleko poza tymi sytuacjami. Teraz też wiem że nie uda mi się wytrwać długo w takim stanie, dlatego każda z tych sekund smakuje wybornie. Nie wiem co smakuje w życiu wybornie? Czasami wóda smakowała mi wybornie, dzień w dzień. Chleb też smakował wybornie parę razy w życiu. Woda? woda smakuje wybornie tak gdzie jej dostępność jest na takim poziomie jak dostępność słońca nad Wisłą od listopada do marca. Zimna woda, na gorącej plaży, gdzieś na pustyni. Jest pięknie.

Przepadło. Czuję pot na skroni, niby nic się nie dzieję ale pot jest pierwszym zwiastunem tego co zaraz nastąpi. Nie walczę z tym, nie ma to sensu. Jest, przyszła. Nie zapukała, po prostu wyjebała drzwi i weszła do środka. Costa w składzie, Benteke w składzie. Dwóch na jedenastu w składzie to nie dużo. Jednak na tyle dużo aby poczuć ciepło w okolicach brzucha. Ciepło rozprzestrzenia się bardzo szybko. Przenika każdą komórkę mojego ciała. Nic już go nie powstrzyma, ciepło zmienia moje ciało w popiół. Już nie myślę, już mam spokój. Wytworzona energia zwiększa swoją moc. Śnieg na którym jeszcze chwilę temu stałem zmienił się w kałuże wody. Góra na której stałem, nie istnieje. Nie ma już śniegu dookoła, teraz jest woda. Miliardy litrów wody zaleją wszystko to co znałem i kochałem. Nie ma ratunku, podobno dinozaury wyginęły od tego że w ziemie przypierdolił meteoryt. To ludzki gatunek może wyginąć od tego że myśl o Benteke i Coscie w moim składzie powoduję odpalenie supernowej.

Woda zalewa nie moją bajkę która miała miejsce w niedzielne popołudnie. Coutinho w kilku składach blokował Mahreza na ławie. Na wojnie nie ma litości, cieszyłem się jak dziecko widząc takie rzeczy. Raz posadziłem Mahreza na ławie i kac po tym był taki jak bym wypił tyle wódy co mój sąsiad z AA. Więc woda zmywa Coutinho i cały ten syf który zrobił się z bajki. Moreno i jego jeden pkt?

Tak, więcej ciepła. Więcej jebanego ciepła która zrobi jeszcze więcej jebanej wody która zrobi porządek na świecie. Świat jeszcze istnieje, jeszcze niektórzy mają nadzieję że woda zatrzyma się. Że uda im się przetrwać. Dlaczego?

Już dawno przekroczyłem ciepło jakie wymyślił dr.Oppenheimer. On nie odważył się nawet marzyć o takim które powstaje w tym momencie, gdzieś tam daleko gdzie jeszcze niedawno było zimno i biało. Życie nie ma litości

obrońca za 6.5 mln odstawia nogę niczym największy gamoń na wuefie w podstawówce. Słyszałem że woda nie płonie, to chyba uczyli mnie w tej podstawówce co już dawno jest pod wodą. Ivan swoim zagraniem sprawił że woda zaczyna płonąć.

Światło. Znowu muszę zmrużyć oczy aby dostrzec to coś w oddali. Światło, biel i cisza. Nie ma wody, nie ma ciepła. Ja jednak nie zamieniłem się w pył. Sekundy, odzyskałem sekundy które biją tylko dla mnie. Zamknę oczy, spróbuję je otworzyć patrząc się prosto w światło. Może przywyknę i dostrzegę coś więcej niż biel. Raz, dwa, trzy. źrenice powiększają się, próbuję dostrzec coś więcej niż światło. Przypominam sobie że mam ręce. Jednak nie mogę nimi ruszyć. Muszę być sparaliżowany, chociaż nie. Czuję je ale nie mogę nimi ruszyć. Dalej patrzę przed siebie. Dostrzegam koniec. Koniec tego miejsca w którym jestem. Sufit, zwykły biały sufit. Garret miał rację, to się musiało tak skończyć. Biały pokój, lampa na mordę, ręce przywiązane do łóżka. Nie ma tylko tych szlaczków o których wspominał w swojej przepowiedni o tym że koniec już blisko. Poza tym, wszytko się zgadza. Poleżę spokojnie, połapie sekundy. Przypomnę sobie śmiech synka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *