Fantasy Premier League, niszowy blog o #FPL

Nie ma złota w górach szarych 2.0

To już naprawdę ostatni tekst w przed sezonowej Akademii. Stary artykuł z ubiegłego sezonu, ale wciąż aktualny. Zwłaszcza, że Akademia celuje w nowych menedżerów a każdemu warto przypomnieć iż ślepe zapatrzenie w cyferki, statsy, crossy, wykresy i kontakty z piłką niejednego weterana sprowadziło na manowce.

Historia od zarania zna przypadki kompulsywnej obsesji poszukiwania. Oto prawdopodobnie najpiękniejsza ludzka skaza, która pcha nas do przodu od czasów zarżnięcia pierwszego mamuta. Prowadzi do odkryć, wiedzy, przełomów, a mimochodem do obsesji i szaleństwa. Życie za symbol, za Sangreal , za wieczną tułaczkę oddał Lancelot, Parsifal, Gawain. Najczystszy z nich, Galahad rzekomo odnalazł kielich, ale jest powód dlaczego historie arturiańskie zwane są legendami. Dr Frankenstein szukał odpowiedzi by zrozumieć śmierć. Oddawszy duszę obsesji zrównania się z Bogiem, stworzył potwora z którego ręki zresztą zginął. U Lovecrafta, odnalezienie odpowiedzi kończyło się w żołądkach Przedwiecznych. Zaufajcie, czasami lepiej nie szukać.

Fantasy Premier League jest grą losową. I podobnie jak inne gry losowe opisane jest dość dokładnie za pomocą instrukcji i przepastnych ksiąg. Również jak inne gry losowe, głęboko w dupie ma wszelkiego rodzaju teorie. FPL jest bowiem wypadkową czystego szczęścia. Zaprawdę, czy ktoś kto trafi z opaską jest już wszechwiedzącym mędrcem pijącym ze studni mądrości FPL, czy zwykłym fuksiarzem?

Nie ma większego kłamstwa niż statystyka. Prowadzi ona na manowce. George Bernard Shaw napisał: Jeśli mój sąsiad codziennie bije swoją żonę, ja zaś nie biję jej nigdy, to w świetle statystyki obaj bijemy je co drugi dzień. Statystyką można manipulować i naginać ją dla własnych potrzeb lub żądań tłuszczy. Intuicją w zasadzie nie. I w tym momencie, fajnie by było ten tekst popchnąć w kierunku triumfu czucia ponad rozumem, ale pominąłbym wówczas ten jeden czynnik, który napędza FPL. Tortillę z odrapanej budy pod Old Trafford. Tego dnia, Rooney był głodny jak wilk. Za 88 minut zaczynał się pojedynek z rywalem grzejącym dolne miejsca tabeli. Roo pamiętał liczby, nakopali im ze 22 razy. Co więcej, on sam rok temu wpakował im dwie bramki, co pamiętał jak przez mgłę, bo seks oraz alkohol tej nocy był zajebisty i zwycięski. Zatem spokój tylko ten cholernie głód. No ale zaraz. Tortilla nie popsuje ułożonej starannie przez fachowców diety. Tylko jedna. 135 minut historia odnotowała taką sraczkę, że Rooney ledwo zdążył do kibla w rzerwie. W drugiej połowie poruszał się tempem nazistowskiego działa samobieżnego, pilnując zwieraczy – nie ilości kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika.

Przypadek bowiem, i jego siostra – szczęście, mają w FPL najwięcej do powiedzenia. Czy zatem statystyka i teoria liczb nie mają nic do powiedzenia?  Miecz ma dwa ostrza. Z jednej strony nie: to bolesne trafić w trakcie sezonu na zombie team, który robiąc dosłownie ZERO transferów ma jakieś 30 punktów mniej niż starannie i dokładnie zaplanowana własną krwią piętnastka. Z drugiej strony: cyfry przemawiają za np Fabregasem, Payetem czy Cazorlą. Każdy z nich jest fizycznym bytem stworzonym z liczby strzałów, wykreowanych szans i kontaktów z piłką. Nowoczesny football, hokej, koszykówkę, baseball, etc napędza cały przemysł oparty na cyfrach i excelu. Moneyball, świetny film. I działa to tak długo, dopóki nie zderzy się z symboliczną tortillą, kępką trawy, korkiem obrońcy czy kontuzją mięśnia dwugłowego. Wówczas, w aspekcie FPL tracimy wyłącznie my. Inni bowiem mówią o niespodziance.

Próbuję sprzedać jedną myśl. Szukajmy średniej punktów – nie poszukujmy równań i tabel, które wezmą odpowiedzialność za szczęście i przypadek. Nie szukajmy obsesyjnie kolejki idealnej. W najlepszym razie poszukiwanie takich liczb zakończy się niezrozumieniem i lekkim wkurwem. W najgorszym frustracją i zawiścią, gdyż zawsze będzie większa ryba. Nie ma bowiem drużyn od nas zdecydowanie lepszych. Są raczej Ci, którzy mieli więcej szczęścia. Ten wniosek w zasadzie powinien być budujący – każdy z nas, grający aktywnie jest sobie równy, o wynikach decydują piłkarze, przypadek – my najmniej.

Myślę bowiem, że mądrości i intuicji nie ma co szukać w żadnej piętnastce z top100 ubiegłego sezonu. Niektórzy mieli więcej szczęścia, byli cierpliwsi lub nie popełnili prostych błędów. Bo o ile trzeba pisać o fuksie FPL, to równolegle wypada pamiętać, że jest pewien zbiór zasad, które pomagają w FPL.

– unikanie opaski dla obrońcy,

– napastnik na ławce,

– nie rotowana obrona,

– nadpobudliwość, i analogicznie brak cierpliwości,

– nie oglądanie meczy i wyłącznie patrzenie w cyfry,

– prospekty,

– nie pilnowanie średniej, tylko poszukiwanie najlepszego wyniku w kolejce,

– nieuzasadnione hity,

Wierzchołek góry lodowej. Można przecież wypunktować więcej.

Pamiętajmy zatem, aby przy układaniu nowego składu uszanować czynnik zwany przypadkiem i szczęściem. W momencie startu GW nie ma wybitnych drużyn. Jest tylko i wyłącznie zbiór zawodników, którzy mają lepszą lub gorszą szansę na konkretną średnią w sezonie. Zatem, jeżeli potrzebujecie czegoś szukać, to poszukujcie średniej – wtedy może być łatwiej. Natomiast przypadek, jak będzie chciał, to rękoma sióstr losu i tak pokrzyżuje Wam wszystko. Tak jak w tej przypowieści o dwóch mocarstwach toczących wojnę od setek lat. Nastał moment kiedy to najmądrzejsi z mądrych zaaranżowali spotkanie dwóch władców by podpisać pokój. Albowiem już zapomniano, o co właściwie się biją i wykrwawiają następne pokolenia. Królowie spotkali się na polanie, zasiedli przy stole z winem i stworzonym przez mędrców traktatem pokojowym. Kilkaset metrów dalej stały naszpikowane stalą zaciężne pułki pilnując wzajemnie, aby ta druga strona nic nie wywinęła. Władcy wychylili kielichy i podpisali dokument. Słońce świeciło jasno. Spod dębowej ławy wychylił łeb wąż, przypadkowo myląc mebel z pniakiem. Jeden z władców, chcąc ratować drugiego wyciągnął miecz, aby ubić gada. Obie armie widziały tylko wyciągnięte ostrze i zareagowały adekwatnie.

Exit mobile version