Niektórzy lubią patrzeć jak świat płonie. Innym nie pozostało już nic innego. Ze trzy razy wbijałem się w tym sezonie do top10k i za każdym razem brodaty wykidajło wystawiał moją drużynę stanowczo za próg. Można się tym zmęczyć, można się zniechęcić i nie będąc z żelaza czy marmuru faktycznie całym sobą odczuwam zmęczenie. Nie ukrywałem nigdy, że w tej całej zabawie kręci mnie bardzo jej cykliczność. Cały sezon jest bytem hermetycznym, wężem zjadającym własny ogon, z określonym początkiem i zakończeniem. Sezon żeruje na emocjach a te wyznaczają niemal stały cykl faz. Od podniecenia początkiem sezonu i białą, czystą kartą aż do popiołów 38 kolejki. Widać to po nas; od pierdyliona komentarzy na blogu, po analizach, nadziejach i ilości artykułów aż do momentu kiedy wszystko gaśnie albo blaknie. Uciekają nam wówczas czytelnicy, spada ilość komentarzy i aktywność na blogu. I tak w kółko. Podarowane przez wieże czipsy podnoszą na finiszu przynajmniej emocje. Dzika karta – triple C – bench boost. Tak mówi święta księga.
Oczekiwania przed DGW36 to przede wszystkim Alexis Sanchez. Ostatni Joker tego sezonu.
Historia punktów Sancheza podobna jest do całego mojego sezonu. Pełna wzlotów, upadków aż do twardego lądowania. I tak myślę, że razem odejdziemy ku zachodzącemu słońcu. To może być początek wspaniałej przyjaźni, albo ostatnie tango w Londynie.
Pierwszy sezon poza TOP10k. Czas na rewanż!