Home FANTASY PREMIER LEAGUE Oczekiwania przed GW8

Oczekiwania przed GW8

0
0

Te o lądowaniu po kadrach.

Mokry piasek mieszał się z krwią popędzanych skórzanymi biczami zwierząt pociągowych. Głuche na pokrzykiwania zdenerwowanych wozaków zwierzęta stanęły kilka kroków przed dżunglą. W piachu utknęły wozy wyładowane skrzyniami z arkebuzami, kuszami i kartaczami. Niedbale przymocowana beczka uderzyła w drugą rozsypując po plaży elementy bogato zdobionych pancerzy i bełty. Pośrodku tego pandemonium, bezradny i spocony niczym grzesznik na sądzie pańskim, stałem ja, Bernal Díaz del Castillo. Podróżnik. Kronikarz Hernána Cortésa de Monroya Pizarro Altamirano, wkrótce zdobywcy Meksyku, generała, bohatera. Szukałem go wzrokiem. Zdzieliłem przez kark ociągającego się marynarza, poprawiłem kułakiem po śmierdzącej cebulą mordzie i wdrapałem się na przewróconą skrzynię. Tam! Hernán Cortés  siedział ciężko na olbrzymim koniu obok wbitego w piasek wielkiego, drewnianego krzyża. Nie opuścił plaży, tkwił tam jak głaz podczas odpływu odbierając meldunki od spieszonych oficerów. Zeskoczyłem ze skrzyni i lawirując pomiędzy wozami dotarłem do wodza. Panie, co z okrętami? Hernando odprawił ostatniego gońca po czym odwrócił się do mnie i spokojnie rzekł. Policz wszystkie karawele i brygantyny. I gdy wszystkie będą wyciągnięte na plaże przedziurawcie kadłuby, ogołoćcie do czysta a wszystko co bezwartościowe podpalcie.

Nasza skromna acz błogosławiona przez szlachetne wieże flota liczyła na początku wyprawy 11 jednostek. W ciągu 14 dniowego sztormu straciliśmy wielu marynarzy, żołnierzy i koni, nie licząc markietanek i niewolników. Niemal u wybrzeży Meksyku fale zmyły z pokładu silnorękiego niemieckiego najemnika, źle związane pakuły zmiażdżyły kości śródstopia szlachetnego młodego porucznika Ferrana Torresa Garcii, choroba morska zdziesiątkowała pułk Brazylijczyków a na dodatek łysy kapitan katalońskiej karaweli po przybiciu do eldorado nie potrafił się określić, z kim wyjdzie rzezać dzikusów z wioski Turf Moor. Panował chaos, hałas, z nieba lał się żar, z dżungli śledziły nas oczy pierwszych ostrożnych tubylców. 11 pierdolonych okrętów. Po kolei odhaczałem kolejne jednostki. Liczyłem łodzie, żołnierzy, arkebuzy, armaty, skrzynie z amunicją, dziwki i beczki z rumem. Brakowało jednej brygantyny. Niewielkiej. Budżetowej, ale obiecującej i z potencjałem. Obszedłem obozowisko dwa razy. Nic. I kiedy chciałem wrócić z meldunkiem do Cortésa dogonił mnie zdyszany goniec. Panie, krzyczał już z odległości paru kroków, panie, odnalazł się! Wcisnął mi w dłoń meldunek. GL5T Bombardier Global 5000 na flight trackerze wylądował! Mamy komplet. Palimy łodzie a jutro bogowie nas wynagrodzą.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *