Do poprzedniego weekendu byłem przekonany że nic nie pobije tego wypadu do Barcelony na Camp Nou gdzie z przepustką PRESS zwiedziłem stadion z kamerą. Ale wystarczyło trochę deszczu, kawałek błękitnego nieba próbującego przebić się przez grube warstwy chmur, kierowcy siedzący po stronie pasażera na pintach piwa lanych po sam brzeg a raczej przelewanych o piankę kończąc, żebym zmienił zdanie. To był najlepszy wyjazd na mecz jaki miałem w życiu, wszystko złożyło się na zajebiste wspomnienia. Zapewne też przez doborowe towarzystwo. Jak zwykłe wyjście na mecz, rozłożone na 3 dni, na oddalony o 1577 km stadion których pokonanie piechota zajęłoby 285 godzin jak podaje google.
Zabawne że wszystko zaczęło się od pomysłu z innej bajki, do Londynu przyjeżdżali Brooklyn Nets i Atlanta Hawks i to był pierwotny pomysł na tą wyprawę. Więc kupiliśmy bilety na samolot, wynajęliśmy hotel i jakimś fartem nie udało się jednak kupić biletów na NBA. Oczywiście dziś tak myślę że fartem, wtedy byłem wkurwiony że tak wyszło. W ogóle ten wyjazd nastąpił w takim okresie mojego życia że ciężko było to wszystko ogarnąć, finansowo i organizacyjnie. Powiem tylko że po przejściówkę do kontaktu jechałem o 8 wieczorem na dzień przed wylotem. Kolejne nie ogarnięcie następuje rano gdzie czekam na POKA, myśląc że ten przyjedzie taxi a on przychodzi na piechotę. Nic tylko wysłać nas do wielkiej metropolii w tym całym nie ogarnięciu. Jedziemy po JANA i Londyn jest Na wyciągnięcie ręki…
Ale że w WIZZ nie da się ręki wyciągnąć, trzeba napić się napoju wiśniowego który idealnie zmiękczył nasze ciała. 2h na pokładzie mijają szybko wtedy. Polecam:P
Polecam też IBISHOTEL w Londynie, nasz wyszło tanio, było blisko do centrum Londynu. Oczywiście jeżeli ktoś może zaakceptować taki widok z okna hotelowego.
Pierwszy dzień, to konieczność obejrzenia wspominanych Nets i Hawks. Trochę się naszukaliśmy pubu gdzie nie byłoby tłoku. W końcu udało się, rzutnik na ścianie dawał na obraz live z hali gdzie w chwilach na timeout wrzucali nam znajome twarze
Miałem wrażenie że nie ma innych gwiazd na trybunach, przebitki na Mertescakera, wywiad z Davidem Luziem czy nawet przebitka na Fabiańskiego pokazały jak wielką estymą cieszą się piłkarze nad Tamizą. Podobnie jak nad Wisłą 😛 Piwko lane pod stołem do kufla, dawno nie praktykowana przeze mnie atrakcja nocna. Ale nie ma sie co dziwić, 4 funty i kilka pensów robią swoją podlane 1L wiśniówki. Przyznam że nalanie piwa pod stołem w Anglii nie jest łatwe. Tam nie ma piany a my mieliśmy połowę piany połowę piwa 🙂 Piwko wypite, trzeba spierdalać zanim ktoś zdepcze puszkę. W nagrodę dostajemy powrót w ulewę, 30 minutowy spacer w kurewskim deszczu. Wszystkiego się odechciewa. No może oprócz piwka po powrocie.
Dzień drugi to walka pomiędzy nami, naszą chęcią zwiedzania miasta a zmęczeniem podrożą i wielkością tego miasta. Wszędzie ludzie, tłok głośno, co chwilę pada. Trzeba się schować, najlepiej na piwko. Tym razem trafiliśmy na naprawdę wyborny browar,
a jak poczujesz jego smak w mordzie to nie myślisz o przelewaniu puszki do szklanki tylko myślisz czego nie zrobisz w Londynie i idziesz po kolejne piwko do baru. Idealnie nam się udało odpocząć w tym miejscu, byliśmy prawie jedynymi gośćmi. Z zewnątrz nie przebijał się dźwięk SOHO, dobrze że panowie nie puszczali żadnej muzyki. Było cicho można było pogadać, napić się zimnego piwka. Idealnie.
Mega piwko, zapisałem gdzieś adres tego pubu więc przy następnej okazji pierwsze kroki skieruję tam. W drodze powrotnej się zeszło, mieliśmy wracać metrem ale postanowiliśmy na piechotę pokonać kolejne kilometry z obowiązkowym pitstopem.
W końcu dzień na który czekaliśmy, żeby dostać się na na stadion Crystal Palace trzeba było dostać się do pociągu. Cały Londyn jest metrem a akurat tam nie dało się nim wygodnie dojechać. Dla mnie pociąg kojarzy się z podrożą do Otwocka np. a nie do jakiejś części miasta. 12 minut pociągiem i Londyn pełną gembą. Trochę inny jak to Londyn dwie stacje dalej o poprzedniej. Po wyjściu z dworca wita na pub, zapchany i z ochroniarzem na wejściu w którym nie masz ochoty rozmawiać. Idziemy dalej poszukać stadionu. Wszystko ładnie opisane, cieszy widok kobiet w szalikach po drodze. Stadion Crystal Palace jak to bywa w Anglii jest wkomponowany w zabudowę miasta. Akurat w tym wypadku został wybudowany na górce, tzn on jest w środku a ulice opadają w dół powodując że stadion jest na takiej samej wysokości jak budynki obok. Ta droga w dół prowadziła do tego miejsca.
Gościu na bramce spytał grzecznie czy nie jesteśmy ze Stoke? Jak powiedzielismy że z Palace 😛 to poprosił o pokazniu biletu. Wszystko sie zgadza, można wejść na piwko. Czy to takie trudne do zrozumienia że picie piwa przed meczem nie czyni Ciebie bandytom który tylko czeka na gwizdek sędziego żeby dać komuś w mordę. Dzieci przy ojcu pijącym piwko w pubie przed mecze? Gdzie była opieka społeczna się pytam dbając o spokój wszystkich i porządek? Jak można po kilku piwach cieszyć się i śmiać do kumpla z którym idziesz na mecz. Dla nas był to „zwykły mecz” dla nich, co dawali do zrozumienia po golach dla Southampton był to mecz o utrzymanie w Premier League. Weź się nie napij? Ilu to odważnych stało po kielichu przed ołtarzem mówiąc TAK? Więc z jenej strony mam taki widok
z drugiej taki
Jak tu się nie cieszyć? Więc napiszę SMS do PL, do Pana White.
– Własnie stoimy pod stadionem Palace, pijemy piwko. Zaraz idziemy na mecz
– Z Kim kurwa?
– Z POKA i OMPWILANUFF, oni mają Gabbidon w składzie.
– Chuje!!! na Gabbidon pojechali???
Kończymy piwko i idziemy na mecz. Samo wejście na stadion jest banalnie proste. Coś mi się obijało o uszy że w te Anglii to nie wiadomo jak jest, że wiskają itp. tutaj typ sprawdził bilet, klepnął plecak od dołu podniósł do góry i przepuścił. Następny sczytał kod kreskowy z biletu i bramka się otworzyła. Wszystko mogłem wnieść. Wszystko. Ale po co wnosić skoro piwko może wypić na stadionie ale przy założeniu że nie wniesiesz go na trybuny. Pierwszy szok, trybuna na której usiądziemy wygląda tak.
Gdzie te plastiki na trybunach? tutaj masz drewniane krzesełka które powodują że zimno ci w tyłek przez 90 minut. Dobrze się czułem na tym stadionie, jak za dawnych czasów na Ł3. Pierwsze do czego trzeba było się upewnić to czy Gabidon gra? gra więc będą emocje. Ja użyłem karty przed kolejką więc Gabbidon już się nie zmieścił do składu. Moja uwaga był zwrócona w kierunku telefonu gdzie dobry kolega wysyłał ćpunom #FPL strzelców i asystentów. Zanim mecz się zaczął, ponad murawą latał orzeł. Zajebiście to wyglądało jak leciał od jednej bramki do drugiej omijając po drodze osoby stojące na środku murawy.
wszystko pięknie tylko właściwie mi by pasowało gdyby taki Crouch albo Walters trafili bramkę 😛 W momencie kiedy mecz się rozpoczyna ta myśl gdzieś odchodzi. Ściskam kciuki za jeźdźca bez głowy jakim jest Bolasie, człowiek turbo. Biję brawo po odbiorach Jedinaka. Śmieję się pod nosem gdy słyszę że Gabbidon nie wchodzi w pole karne przy rogach, kiedy to się dzieję emocje sięgają zenitu 🙂 Wzdycham głośno gdy Charlie Adam o milimetry chybia strzał albo gdy Begovic Butland broni 3 razy strzał zawodników Crystal Palace. W końcu jest pod Puncheona pada bramka a ja mogę powyć trochę w rytm melodii.
Do dziś mi zostało w głowie, pewnie jeszcze trochę posiedzi! Na szczęście dla Crystal Palce 3 pkt zostają w Londynie. Panowie zostają z czystym kontem a ja zacieram ręce po wyczynach Aguero 🙂 Pytaniem pozostaje co ćwiczą w ofensywie zawodnicy Stoke na treningach?
Jedziemy zobaczyć występ kapitana, centrum miasta i cały pub za Liverpoolem. Gruby klimat dla kogoś wychowanego nad Wisłą. duże zdziwienie gdy patrzymy na wynik meczu, na szczęście Suarez ratuje nas delikatnym koziołkiem w polu karnym. Dla mnie karny. Po prostu w takich sytuacjach się pada. Zmęczeni dniem postanawiamy pojechać na tego dobrego browara w centrum. Jak tam dotarłem to już prawie usypiałem nad szklanką. Spoglądam przez szybę i wypada pójść zagadać, zrobić sobie zdjęcie. Jedyny Polak spotkany w Londynie 🙂
Rano pobudka, dworzec nie czynny trochę nerwów ale udaje się dotrzeć na czas na Luton. Zanim wsiądziemy na pokład jeszcze esemes że Adebayor robi swoje w Walii. Na ojczystej ziemi cieszy bramka dla United. Okęcie. Niedziela. Piździ. Śnieg. Taxi. Dom. Praca. Jano szykuje się do koncertu
POKA leci jeszcze odpocząć chwilę, może zmontuje coś ciekawego?
Właśnie siedzę i knuję o #FPL. szukam drugiego, lepszego Odemwingie #dziwneprzeczucie4ever
Legia
21 stycznia, 2014 at 10:50 pm
A ja się zastanawiałem czemu GRU się w weekend przymulił ze składami i kapitanami 🙂 zajebisty wypad i jeszcze lepsza relacja. pzdr 5
Kidz of Crime
21 stycznia, 2014 at 8:13 pm
hehe a myślałem że cezar na wyprzedaże do lądka ładuje 😉 fajny reportaż, takie wyjazdy pamięta się całe życie. super sprawa. a u mnie gabbidon przesiedział na ławie i to jako trzeci…
Szczyp
21 stycznia, 2014 at 7:24 pm
szacun i restekpa Panowie 😉
WILANUF
21 stycznia, 2014 at 8:53 am
Menele totalne :] ale łezka się kręci…
GRUWWA
21 stycznia, 2014 at 10:11 am
oooooo, oooooo!!!
WILANUF
21 stycznia, 2014 at 10:13 am
Crystal, Crystaaaaaaalll…!!!
POKA
21 stycznia, 2014 at 6:43 pm
CPFC, CPFC, CPFCCCCC!!! 😀
garret
21 stycznia, 2014 at 7:27 am
Biorąc pod uwagę, że w weekend konałem przez gorączkę niniejszym z zazdrości więcej tu pisać nie będę!
lechszmata
21 stycznia, 2014 at 1:14 am
Menele…
POKA
21 stycznia, 2014 at 6:37 pm
Dembele raczej 😉