Mechanika procesu odpalenia dzikiej karty bywa banalna. Utknąłeś w obskurnym okopie po kolana błocie. Mży. Echa wybuchów przetaczają się po równinie zasypując tych pechowych szrapnelami. Mimo, że Twoja jednostka traci na wartości starasz się dać przykład męstwa i spokoju. W końcu odznaczony weteran. Blizny przecinają policzki a w papierach czerwona pieczątka zespołu stresu pourazowego. Trwa nowa kampania. Przeżyłeś trzy fale i czujesz, że czwartej dasz radę mimo że sąsiednia nowa jednostka pod niebieskimi sztandarami Kompanego i Silvy intensywnie pachnie lizolem i kaczką z kibla. Trwa tam non stop rekrutacja i pamiętasz jak wielu Twoich kompanów zdezerterowało pod jej świeże barwy. Teraz maja lepsze żarcie, czyste pagony i krąglejsze markietanki. Deszcz obmywa zbocza niczym gołą czaszkę. Słyszysz jazgot hordy i rozróżniasz już kontury otulonych mgłą żołdaków nowej fali. Ściskasz broń, nakładasz bagnet i wtem czujesz jak pod nerkę wbija Ci sztylet Koscielny. Jelec miękko wchodzi w ciało wydając obleśne mlaśnięcie gdy głownia dotyka skóry. Ból paraliżuje a cycata pielęgniarka z obozu Kompanego kiwa paluszkiem. Możesz dalej tonąć w tym błocie, stracić kolejne jednostki, nadstawić poszarpany mundur albo chociaż na chwilę odpocząć. Położyć głowę na jej miękkich piersiach, pocałować sztandar Kolarova, odebrać naszywki Pedro. To tylko odwrót na z góry zaplanowane pozycje. Taki strategiczny. Albo taktyczny. Potem jakoś to będzie. Tak bardzo jestem zmęczony a przecież War. War never changes.
Moja drużyna. Ta była. I tak jej nie lubiłem. Oglądała polskie seriale, kruszyła bagietką na białą pościel a o drugiej w nocy nie wiedziała, którą rękę stracił Luke na Cloud City. Ta nowa podoba mi się bardziej. Z wszystkich barów we wszystkich miastach na całym świecie ona musiała wejść do mojego. Louis, tak sobie myślę, że to początek pięknej przyjaźni.
Wasza drama queen.
Pierwszy sezon poza TOP10k. Czas na rewanż!